Telewizja rodzinna

Telewizja rodzinna

JESIENNĄ PORĄ SZYBY NIEBIESKIE OD TELEWIZORÓW

Jesień zrobiła nam się smutna, a nawet – śnieżna. Coraz gorzej ze spacerkami, nie pochodzimy już na grzybki. Nie za bardzo da się wyskoczyć w kapciach do sąsiada albo w podkoszulku do narożnego baru. Nadchodzi pora długich wieczorów przy telewizorze. Z tej okazji warto może przypomnieć historię najpopularniejszego środka masowego przekazu.

Telewizja pierwotna

Małolaty nie pamiętają czasów telewizji czarno-białej, kiedy to odbiornik można było tylko albo włączyć albo wyłączyć. Teoretycznie po włączeniu można było jeszcze regulować siłę głosu lub jasność obrazu, ale decydowali się na to jedynie osobnicy niezrównoważeni emocjonalnie albo tacy, których telewizor zaskoczył głęboką czernią albo oślepiającą jasnością, ponurą ciszą albo wesołym porykiwaniem. Regulacja odbiornika kończyła się często kompletnym rozstrojeniem. Bardziej efektywne było kilkakrotne uruchamianie i odcinanie od sieci połączone z waleniem pięścią w obudowę. Najbardziej zresztą upodobał sobie pierwotny telewizor zaskakiwanie podglądacza pasami poziomymi, pionowymi bądź też ukośnymi. Pasy takowe – podobnie do analogicznych wzorów na szybach kabin natryskowych – wzmagały zainteresowanie ukrytym obrazem pozwalając na wiele domysłów bez dania pewności. Analogia z łazienką nie zanikała na ogół, gdy po rozpaczliwych wysiłkach obraz poprawny udało się użytkownikowi uzyskać: okazywało się zazwyczaj, że był o wiele mniej atrakcyjny niż to, co podsuwała rozpasana wyobraźnia.
Bo też w telewizji pierwotnej ciekawe audycje były wielką rzadkością; zdarzały się góra raz na tydzień. Tak denerwujące niektórych dzisiejsze reklamy, przeniesione za pomocą machiny czasu, byłyby wówczas najdowcipniejszymi pozycjami w repertuarze; niestety, audycji nie przerywało się wonczas reklamami, lecz planszami z napisem „Przepraszamy za usterki”. Dla ułatwienia dodajmy, że dostępna była tylko jedna telewizja z tylko jednym programem.
W tej sytuacji posiadanie telewizora było po prostu oznaką pewnego statusu. Nie oglądało się go, choć włączało. Służył jako mebel organizujący życie towarzyskie. Kto chciał, ten bez skrępowania toczył towarzyskie pogaduszki podczas jego aktywności, a ci, których ludzkie otoczenie nudziło, zamykali się w sobie i udawali, że śledzą z zajęciem cienie na ekranie. Chcąc domowników skutecznie zdenerwować, prowadziło się po prostu donośny komentarz do akcji toczącej się za szklaną szybką. Z żalem stwierdzamy, iż taka organizacja życia wieczornego przetrwała telewizję pierwotną i gnębi nas do dziś.

Telewizja dawna

Za wczesnego Gierka nastąpiły znaczące przemiany. Obraz czarno-biały stopniowo był wypierany przez kolorowy. Pierwsze kolorowe telewizory imponowały swą potęgą; trenerzy klubowi kwalifikowali narybek do sekcji podnoszenia ciężarów każąc kandydatom umieszczać takie odbiorniki na wysokiej półce. W standardowym mieszkanku blokowym pozwalały one oszczędzić na meblach, jako że zajmowały całą ścianę. Ponieważ kolory naturalne są z natury przytłumione, po pewnym czasie stają się niedostrzegalne przez swą buraczą pospolitość; tak więc po pierwszym wstrząsie telewizor kolorowy emanujący naturalne barwy spowszedniałby i wydawał się niczym specjalnym nie różnić od czarno-białego. Aby tego uniknąć, konstruowano go tak, by dążył w kolorystyce bądź to do przewagi czerwieni, bądź zieleni albo i trupiej niebieskości.
W tym samym okresie telewizja wzbogaciła się o drugi program. Odbiornik można było już nie tylko włączyć i wyłączyć, ale i wybrać jeden z dwu kanałów. Odbiło się to, rzecz jasna, na obyczajowości. Głowę rodziny poznawało się teraz po tym, że to ona decydowała, który program ma oglądać cała sfora domowników. Specjalną sytuację stwarzał brak pilota. Tak, tak, młodzieży, pilot natenczas był urządzeniem nieznanym! Obowiązywały w tych okolicznościach dwie szkoły. Wedle jednej do odbiornika podchodzić miała prawo jeno głowa rodziny, a więc to ona zmieniała kanały. Czasami cedowała to prawo na kogoś innego, co było formą wyróżnienia i świadczyło o bezgranicznym zaufaniu. Przeciwnie działo się w szkole wtórej, która zakładała, że głowa rodziny jest od obioru strategii, zaś reszta – od wykonywania poleceń. Tutaj kanały zmieniał osobnik najniższy w hierarchii, często – za karę, podczas gdy pozostali rozpierali się na siedziskach i komentowali jego nieudolność i ślamazarność.
Wieczorki telewizyjne wzbogaciły się o dyskusje na temat tego, który z programów godzien jest oglądania. Zmian nie dokonywano jednak często, bo z jednej strony grzebanie przy telewizorze wymagało powstania, a więc wysiłku fizycznego, a ze strony drugiej na ogół na obu kanałach szły równie nudne audycje. Ulubioną formą rozdrażniania współoglądaczy stało się optowanie za tym z programów, o którym ci pozostali nie chcieli słyszeć.

Telewizja współczesna

Dziś mamy telewizory samoregulujące się i wyposażone w piloty. Anteny satelitarne i telewizje kablowe spowodowały dostępność co najmniej kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu programów.
Wszystkie kanały starają się o to, by być maksymalnie atrakcyjnymi dla tzw. przeciętnego widza. Stąd też widz ów ma wielkie problemy z wyborem w odróżnieniu od rozwydrzonego konesera poszukującego artystycznych wrażeń, który najczęściej zmuszony jest wyłączać telewizor, nie znajdując w nim strawy dla wydelikaconego żołądka.
Pojawiły się przeto nowe formy obyczajowości. W związku z osłabieniem autorytaryzmu i ekspansją demokracji co najmniej kilka osób zgromadzonych przed odbiornikiem uważa, że ma prawo decydować o tym, co należy oglądać. W środowiskach stawiających na solidaryzm pilot krąży w koło niczym fajka pokoju. Każdy na minutę włącza pożądaną przez siebie audycję, a potem pozwala delektować się następnym w kolejce. Ten sposób oglądactwa rozwija umysłowo, bo widz musi wyobrażać sobie postęp obserwowanej fabuły w kilkuminutowych przerwach, podczas których jego zmysły atakują zupełnie inne obrazy. Inaczej to wygląda w środowiskach preferujących konkurencję i wolną grę sił. Toczy się tam bezpardonowa walka o pilota pełna podstępów, usypiania czujności i nagłych ataków. Hartuje się pokolenie ludzi ze stali, którzy wprowadzą nas w dwudziesty pierwszy wiek.