Oto efekt badań przeprowadzonych w ramach projektu „Wpływ pracy naukowo-dydaktycznej na uczelni wyższej na życie codzienne kadry profesorskiej”. Z siedemnastomiesięczych nagrań z salonu Profesora program komputerowy wybrał sześć powiązanych treściowo fragmentów tworzących ciąg przyczynowo-skutkowy. Okazało się przy tym, że program wyposażono w moduł sceniczny
Tragedia kryminalna z kręgów profesury
(w pięciu odsłonach wierszem)
Osoby: Profesor, jego żona, narrator i napięcie
ODSŁONA PIERWSZA
Żona: (szepce coś profesorowi do ucha)
Profesor: (z wyrzutem)
Moja najmilsza, czym przykry ci ja,
Że mi szpileczki co chwila wbijasz?
Napięcie: (pojawia się nieśmiało)
ODSŁONA DRUGA
Żona: (znów szepce profesorowi do ucha)
Profesor: (obrusza się)
Dajże mi spokój, moja królowo,
Bo co za dużo, to i niezdrowo!
Napięcie: (przyrasta)
ODSŁONA TRZECIA
Żona: (jak wprzódy)
Profesor: (z gniewem)
Dość tego, żono, bo to nieładnie
Gdy się do męża mówi szkaradnie!
Napięcie: (czuje się jak u siebie)
ODSŁONA CZWARTA
Żona: (jak wyżej)
Profesor: (wybucha)
Dalibóg, piekło z tego małżeństwa!
Ty mnie przywodzisz do szaleństwa!
Napięcie: (nabrzmiewa)
ODSŁONA PIĄTA
Żona: (nareszcie głośno)
Jakiś ty dobry, jakiś ty fajny.
Ty zawsze będziesz nadzwyczajny.
Profesor: (popełnia czyn przestępny)
Badacz: (komentuje)
Zaniósł się szlochem, chwycił siekierę
I przeniósł w niebyt żonę heterę.
Napięcie: (pęka z hukiem)
KURTYNA SPADA
Utw0ry okolicznościowe z okazji powołania gazetki ściennej dla personelu naukowo-dydaktycznego WSP w Zielonej Górze
W kąciku poezji zamieszczamy poemat wyróżniający się prostotą wyrażanych uczuć i środków wyrazu. Napisał go pragnący zachować anonimowość asystent z Wydziału Matematyki Fizyki i Techniki poruszony wieścią o powołaniu Kolegium Redakcyjnego. Anonim opatrzył swój utwór tytułem „Dobra Nowina”; wszakże nagłówek ów wydaje się redakcji nazbyt pompatyczny. Czy nie brzmiałoby lepiej: „Wielka Inicjatywa”?
(problem)
Pod krawatem, wygolony
Wychowany, wyszkolony,
Elegancki i pachnący,
Tchnący, lśniący i wionący,
Moralnością przepełniony,
Twórczo, światle zamyślony…
Taki okaz asystenta
Nagle zgina się i stęka;
Nagle słania się i pada,
Puszcza teczkę, puszcza pawia,
Rzuca mięsem, lży zwierzchników
I przeklina polityków,
Boskie też obraża uszy –
Szczęściem czkawka wszystko głuszy.
(rozwiązanie)
Leży szczęściem upojony,
A nie – chory czy szalony;
Nie na fleku, nie na gazie,
Lecz w ekstazie, lecz w ekstazie!
Bo ma wreszcie organ własny,
Nic, że ścienny, nic, że ciasny.
(c.b.d.o.)
Adiunkt Y przeżył tragedię, która kto wie, czy nie zahamuje jego habilitacji. Niech Was nie zwiedzie pozornie filuterny tytuł; okrzyk rozpaczy, który bije z poniższych strof, ma być ostrzeżeniem dla jego braci w adiunkturze. Strzeżcie się ci, którzy zdążacie do raju samodzielności! Baczcie na od węża kusicielki! A ty, szlauchu, bądź przeklęty.
Kochaj mądrość, a nie – filuj Zofię.
Przyszła Zofia do doktora
I powiada: „Jestem chora.
Brak mi czegoś, źle się czuję,
Może mnie pan zoperuje?
Jak się pan uwinie ładnie,
Cosik pewnie panu wpadnie”.
Nie odmówił pannie Zofii,
Boć to doktor filo-zofii;
Choć nie medyk, lecz amator,
Przecież zręczny operator.
Tak jak chciała, wypadł ładnie…
Aż za ładnie – a więc wpadnie.